Przysłuchiwałem się kiedyś naukowej konferencji o steampunku i zadawałem sobie pytanie: „Rozumiem, skąd «steam», to jasne – ale co to ma wspólnego z punkiem?” Aż nagle mnie oświeciło: „No Future!”
Czasy wiktoriańskie to ostatnia epoka, kiedy ludzie szczerze wierzyli, że dzięki rozwojowi naukowo-technicznemu przyszły świat będzie nie tylko bogatszy i bardziej egalitarny, ale też przyjemniejszy i bardziej fascynujący od tego, który znają.
Zaraz potem, jak wiadomo, przyszła I wojna światowa i zrozumieliśmy, co nas czeka w XX wieku: na zmianę śmiertelny strach i śmiertelna nuda w okopach. Czy steampunk nie jest więc próbą cofnięcia czasu, wymazania całego stulecia z pamięci jak złego snu i rozpoczęcia wszystkiego od nowa?
I czy nie jest to konieczny moment resetu, zanim spróbujemy sobie wyobrazić, jak może wyglądać prawdziwie rewolucyjny wiek XXI?
Źródło: David Graeber w artykule Despair Fatigue z 2016 roku
(Tłumaczenie: Marek Jedliński. Tytuł wpisu od tłumacza)