Chomsky: Książki źle się palą

Zacznę od dwóch niedawnych wydarzeń. Oba były szeroko komentowane w mediach.

Pierwsze z nich dotyczy słynnej sprawy Salmana Rushdiego. Kilka dni temu premier Iranu zaproponował proste rozwiązanie: spalić wszystkie egzemplarze „Szatańskich wersetów”. Jak rozumiem, gdyby do tego doszło, nałożony na Rushdiego wyrok śmierci zostałby wycofany. To pierwsze z dwóch wydarzeń. Media poświęcają mu mnóstwo uwagi.

Drugie miało miejsce tu, w Stanach Zjednoczonych. Byliśmy niedawno świadkami jednej z największych w dziejach fuzji: korporacje Time i Warner Communications, same w sobie olbrzymie, połączyły się w największe na świecie imperium medialne. To wydarzenie także było często komentowane w prasie, nie tylko na stronach poświęconych gospodarce. Pojawiały się obawy, że tak silna koncentracja mediów może mieć negatywny wpływ na swobodę wypowiedzi.

Te dwa zdarzenia są dość odległe od siebie. Jednak łączy je pewien ciekawy wątek, o którym prasa co prawda nie pisała, ale który dobrze znam, bo dotyczy mnie osobiście.

Jak pewnie zauważyliście, ten wykład ma tytuł „Urabianie przyzwolenia: ekonomia polityczna mass mediów”. To także tytuł książki, którą napisałem wspólnie z Edwardem Hermanem. Pracujemy razem od wielu lat. Nasza pierwsza wspólnie napisana książka ukazała się w 1974 roku. Dotyczyła amerykańskiej polityki zagranicznej i mediów. Opublikowało ją pewne doskonale prosperujące wydawnictwo naukowe. Tak się złożyło, że wydawnictwo to było spółką-córką korporacji Warner Communications.

Jestem pewien, że nie ma wśród Was nikogo, kto widział tę książkę na oczy. Skąd to wiem? Ponieważ kiedy się ukazała w nakładzie 20 tysięcy egzemplarzy, jeden z członków zarządu Warner Communications zwrócił uwagę na jej reklamy. Coś mu się w nich nie spodobało. Kazał dostarczyć sobie naszą książkę, a ona nie spodobała mu się jeszcze bardziej. Był zbulwersowany. Potem nastąpił ciąg wypadków, które pominę, ale koniec końców firma-matka, czyli Warner Communications, postanowiła po prostu zlikwidować całe wydawnictwo. Problem został rozwiązany.

Książki nie zostały spalone. Poszły na przemiał, co jest metodą bardziej cywilizowaną. Podobno książki źle się palą, są pod tym względem podobne do cegieł. Recykling działa lepiej. A na przemiał poszła nie tylko nasza książka. Zniszczono wszystkie książki tego wydawnictwa.

Jest kilka różnic między tą sprawą a przypadkiem premiera Iranu. Jedna polega na tym, że nasza książka naprawdę została zniszczona, podczas gdy on tylko do tego nawoływał. Druga jest taka, że zniszczono nie tylko nakład jednego tytułu, ale wszystkie książki wydawnictwa, które popadło w niełaskę. Trzecia różnica polega na reakcji. Kiedy korporacja Warner Communications zamknęła wydawnictwo, aby uniemożliwić dystrybucję naszej książki, poziom reakcji w mediach wyniósł dokładnie zero. Nie dlatego, że o tym nie wiedziano, ale dlatego, że nikt nie uważał tego zdarzenia za godne uwagi. Sprawa Rushdiego natomiast rozpętała w mediach istną furię – i słusznie – a propozycja premiera Iranu została wyśmiana jako typowy przykład mentalności barbarzyńców. Więc tak, są pewne różnice.

Wróćmy na chwilę do fuzji korporacji medialnych. Czy taka nadmierna koncentracja i powstanie nowego imperium medialnego ograniczy swobodę wypowiedzi? Możliwe, że tak. Jednak, jak ilustruje nasz przypadek, zmiana będzie raczej marginalna.

Źródło: Noam Chomsky, fragment wykładu „Manufacturing Consent. Political Economy of the Mass Media” (wideo: część 1; część 2), wygłoszonego na University of Wisconsin 15 marca 1989 roku

(Tłumaczenie: Marek Jedliński. Tytuł wpisu od tłumacza)